piątek, 29 marca 2024

Szczuczyn

  • 8 komentarzy
  • 8989 wyświetleń

Wypad w dolinę Biebrzy

NADBIEBRZAŃSKIE REFLEKSJE  

 

 

Pięciodniowy wypad w dolinę Biebrzy, to zbyt mało, żeby o różnych porach doby poznać jej uroki i tajemniczej toni blask, w światłach księżyca i słońca. To zbyt mało, żeby spotkanym organizmom żywym przekazać ludzką troskę, podać przyjazną dłoń i za mało, żeby się skromną wiedzą z innymi dzielić.       

 

Od czwartej rano, w przyjacielskim zespole płynąłem wolno obok wyniosłej, soczystej zieleni poprzeplatanej wstęgą błękitnych wód.  Tego ranka porwał mnie brzask słoneczny i jego prześliczne barwy tonące w Biebrzy, które łącząc się z kolorowym niebem osnutym lekką mgłą, tworzyły autostradę do romantycznych uniesień.

W kroplach rosy odbijał się barwny, mini wszechświat. Ten czarujący mały świat oglądałem w mikro funkcji obiektywu na wyświetlaczu LCD albo w lornetce. Namierzałem czujnikiem ostrości interesujące obiekty w kadrze, potem wciskałem przycisk. Aparat szumiał, ostrzył się ogniskując obiektyw, a w sprzężeniu zwrotnym dedykował efekty. Kiedy ostrość osiągała maksimum w wizjerze taką, jaka za chwilę odbierze matryca aparatu, można było mieć zadowolenie wstępne i pozwolić przysłonie powrócić do pełnego otworu.

Podczas takiej zabawy, nie miałem skłonności, a tym bardziej powodów do szybkiej żeglugi. Wilgotny, orzeźwiający chłód poranka nie skłaniał mnie do snu po niedospanej nocy. Wiosła cichutko odpychały oporną wodę. Nieraz łódź zanurzała się przypadkiem w gęstwinach wyniosłych nad lustrem wody wysokich ścian z szuwarów, trzciny, pałki wodnej i sitowia, a rozpychając je na boki, zostawiała rozłamy sprężystej zieleni.     

Rozległe, przyrzeczne obszary bagienne są czasem mało widoczne z poziomu przezroczystej płaszczyzny, wprost bajecznie klarownych wód rzeki Biebrzy. Choć nie grożą nam tu widowiskowe klify i nie przyciągają wzroku tajemnicze, ani wielkomiejskie budowle, to jest co oglądać. Na przyległym lądzie, leśnych ostojach i zarastających duktach, ale i tuż przy łodziach, których spokojnej rzeki nurt nie porywa w przepaść, wszystko nas zaskakuje. Odnosi się wrażenie, że jest to oaza spokoju dającego odprężenie od codziennych, nadmiernie mrocznych obowiązków. Przeróżne gatunki ptaków, mrowie ryb, płazów i gadów przeplatają sylwetki swojskich krów przepływających jakby profesjonalnie w poprzek rzekę, udając się na wypas. Dorodne konie uśmiechają się do siebie, spoglądają na źrebięta. Machają głowami niekoniecznie do ludzi, odpędzają tylko dokuczliwe owady. Wszystko to wygląda tak, jakby przed chwilą Noe uwolnił swoje ZOO z pokładu Arki w ich naturalne środowiska. Istny raj, swoim tchnieniem, opanował dolinę rzeki i mini pagórki, gdzie człowiek nie powoduje zagrożenia. Jego zadaniem jest tylko tu być w miarę cicho, patrzeć i podziwiać to, co przez chwilę chce nam się zaprezentować lub śmiesznie – pozować. Choć czasem bywa i tak, że uparty, albo zbyt cywilizowany łabędź, który nie chce zejść z trasy spokojnie pokonywanej przez człowieka, protestując przeciwko anektowanemu pierwszeństwu, coś sobie gęgowi.        

      Wzrok przebiega po kształtach linii brzegowej, starych drzewach, zahacza o horyzont, aby za chwilę zniknąć w szuwarach, bo stamtąd ponownie dochodzi donośny dźwięk plusku wody. Obraz oglądany powoli, ale dokładnie, przesuwa się po gęstym drzewostanie wzdłuż osi przybrzeżnych, zielonych łąk, po których skaczą sarny lub łosie wpatrzone w nas jakby martwym wzrokiem. Być może, że ową doliną płynie jakiś homo sapiens, zdolny do myślenia refleksyjnego i działa tu, jako wolna jednostka, ale dlaczego nie ma poroża, tak jak my? – zastanawiają się łosie.      

Po chwili uszy i wzrok odbierają szczegóły, które wyjaśniają zakamarki drobnych tajemnic i poświadczają świadomość, że jesteśmy w miejscu, gdzie wszystkiego spodziewać się można, ale to nie powinno nas zaskakiwać.    

Dolina Biebrzy to nie wieś, ani miasto, które potrafi szybko rozkochać, aby za chwilę oblać goryczą, dać się znienawidzić lub odwrotnie. Tu uczciwa, od tysięcy lat sprawdzona natura jest wierna wszystkim nałożonym na nią prawom, oddaje swój wdzięk namiętnie, lecz dostojnie i z szacunkiem.    

Wszystko wciąż wokół nas bawi, albo skłania do głębokich refleksji. Jak tu dawniej było? Bo teraz jest tak, a jak będzie za pięć, sto, a może tysiąc lat? Takie myśli błądzą po ludzkim skromnym umyśle, to przeskakują w czasie i napięciu jak iskra między elektrodą główną i boczną zapłonowej świecy. Bawi nas to, choć czasem bywają zjawiska niewyjaśnione. Nie da się ich ocenić po wyglądzie i chyba nigdy nie pozna się go do końca, a żeby nabrać o czymś jakiegokolwiek pojęcia trzeba spędzić tu, co najmniej miesiąc, dwa i zapuścić się w każdy zakuł zarówno w miejsca kuszące, jak i niedostępne, gdzie życie natury płynie innym, lub różnym rytmem.       

Znów do uszu doszedł plusk wody. Wokół mnie niesie się ledwie szemrząca fala. Rozchodzi się na powierzchni coraz szerszymi kręgami podobnymi do tych, które tworzy kamień wrzucony do wody. Małe kręgi prowadzą do miejsca wydarzenia. Historia życia rzecznych głębin zapisała kolejny akt, może dramat nowy. To król słodkowodnych drapieżników – szczupak, przedmiot marzeń, dumy i zachwytu nawet doświadczonych wędkarzy.  Fanatycy tego hobby nawet przy jedzeniu i piciu podczas ogniska mówią o rybach. Mówią i mówią, a temat często kończy się po północy, aby o świcie zacząć ponownie, kto ile złapał i dziś złapie i że najlepsza z ryb to tylko szczupak i sum, choć w końcu wychodzi, że jeśli najlepszy, to musi być tylko – szczupak, no i wędka Jurka, bo kupił ją w Stanach!   

    Po pewnym czasie dotarłem do wzniesienia i wyskoczyłem na brzeg. Ramiona zmęczone wędrówką, domagały się odprężenia. W pobliżu, rozrzucone wiejskie budynki migotały światłami jak kierunkowskazami, to jej mieszkańcy układali się do snu po trudach dnia, gasząc powoli sztuczne światełka – to z lewej strony, to z prawej.  

Szybko zapadał nadbrzeżny zmrok, a tuż za nim panowanie obejmowała nieprzytomna cisza. Wieczorami światła lamp wiejskich ulic i domostw rzucają sztuczne, ale ciepłe światło na wszystko, co do snu jeszcze się nie układa. Czasem spóźniony auto-sklep, który budzi wiele emocji i nadziei na świeży kęs jadła, przemknie światłocieniem wiejskich dróg i ścieżek.    

Zdalne efekty, czasem przerywa świst skrzydeł i krzyk żurawi, który przypisywałem do siebie, jako że i dla mnie czas już wracać do bazy.    

      Amatorzy nieczęstych, rzecznych wojaży mają się czym delektować, bowiem Biebrza i jej dolina unikają losu wielu przeobrażeń, nadmiernej chemizacji, a rzeka dalej żyje jak niecywilizowane dziecię, w którym rządzi prymat bycia nad posiadaniem.  

Czasem tylko ryk silników i dźwięk klaksonów wyzwolonych przez młodych kierowców, którzy do szczęścia mają zawsze krótszą drogę, przesyłany jest w dolinę rzeki, z której nie można odtrąbić dla potwierdzenia odebranego sygnału.     

 

A jeśli Biebrza, podlaski raj w miniaturze, w jakiś sposób zmieni swoje oblicze, zazieleni się jej błękitnych wód powab? Nie! Oby takie zmiany nigdy nie nadeszły. Jeśli zaś na świecie wszystko jest możliwe, a zmiany wciąż zachodzą, to teraz jest najlepszy moment, żeby wybrać się w Dolinę Rzeki. Tam, razem z nią śpiewać trzeba symfonię o miłości do przyrody, choć rzeka i o miłości do człowieka śpiewać nie zabrania.  

Byłem wyczerpany i zmęczony nieco – szczęściem, bo wytrwałem tak długo. Cieszyłem się, że coś nowego, wyrwanego wprost z dzikiej natury, mogę wpisać do kolejnych pozytywnych wrażeń i opisów z realu. Setki zdjęć, notatek i doznanych emocji, na długo utrwalą w pamięci obraz meandrów Biebrzy, malowanych na tafli wód barwami ciemnego szmaragdu, błękitu i głębokiego granatu przerażającego głębią wód w dzikiej przestrzeni.  

Po powrocie z dna mokrej łodzi do miękkiej i ciepłej, a przede wszystkim suchej pościeli, śniły mi się pejzaże biebrzańskich kolaży: łąk, szuwarów, tętniących żywiołów fauny i flory. Zatem kto jest łowcą przygód i chce korzystać z przypisanej mu radości życia, niech nad Biebrzę bieży, gdzie poczuje się sielsko w urokach nieskażonej natury.

 

 

Tekst i zdjęcia: Stanisław Orłowski      

Komentarze (8)

Polecam zagotować gożdziki ,chodzi o przyprawę i popryskać się tym wywarem jest naprawdę skuteczny aby nie ....cięły nasz ślepaki i inne robactwo

Piękny opis i cudne zdjęcia.

Jakie to piękne, ja też tam się wybiorę ale nie porywam się opisywać. Kłaniam się niziutko

Jestem zauroczona od lat doliną Biebrzy. Cudnie Pan opisuje przepiękną nasza przyrodę.

Szanowny Staszku ,nie śmiem komentować ,bo cóż można jeszcze dodać do tak cudownych zdjęć i tak pięknie opisanej przyrody. Nina

Za PRL-u rzeka Ełk niewiele różniła sie od Biebrzy, której jest dopływem, no była trochę węższa, ale zielsko było regularnie wycinane kosiarką zamontowana na łódce, rzeka nie była zarośnięta trzciną, była czysta i dość szeroka.Nie mieszkam juz w Grajewie, więc nie wiem na pewno, ale jadąc samochodem do Rajgrodu i obserwując okolice mostu miałem wrazenie, że zapuściliście tę rzekę, która stała sie dziwnie wąska, nie mówiąc już o plaży nad rzeką...A teraz zachwyty nad Biebrzą? Mieliscie Biebrzę w Grajewie.

Mieliśmy to prawda a gdzie są dzisiaj decydenci którzy pozwolili zdewastować naszą piekną rzekę.
W latach 60 pływałem w niej oraz nią kajakiem do Ełku.Skakaliśmy z mostu jak z trampoliny.Dzisiaj nasza rzeka wygląda nieźle ale parę lat temu to był rów ściekowy od Ełku przez Prostki. A jaka była ryba , a jakie węgorze.

Radością jest to, że jest komu opisać to co nasze jest polskie bez względu gdzie to jest położone. Piękne to jest i brak w tym komercji. A to ma wielokrotną wartość, bo niektórzy lubią to, co jest tylko o nich i z czego mają zysk. Wstydem jest nastawienie się tylko na zysk, bo to egoizm. Pozdrawiam Polskę, Grajewo i autora.

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.